Moja smutna historia
Było tak strasznie, że nie mogłem już żyć, tylko ciemność i mrok. Wegetowałem, nie mogłem się podnieść…
W wakacje rok temu pojechałem ze szkoły na obóz na Mazury – słońce, woda… Cieszyłem się, że jadę, bo u nas w miasteczku pod Piotrkowem właściwie nic się nie dzieje.
Było super. W tym samym ośrodku byli też ludzie z Warszawy no i jakoś tak zaczęliśmy wspólnie razem spędzać czas. Poznałem Norberta. Dużo rozmawialiśmy, okazało się, że sporo nas łączy – obydwaj słuchaliśmy Iron Maiden, czytaliśmy Tolkina, graliśmy w te same gry – i zbliżyliśmy się do siebie. Były wyprawy kajakowe, chodziliśmy na ryby. Cała grupa pojechała do Gdańska, byliśmy w Sopocie wieczorem wypad do klubu – czułem, ze świat jest piękny.
No i jakoś tak się stało, że się zakochałem, a potem był ten pierwszy raz. Ktoś nas podpatrzył, rozniosło się. Po powrocie całe miasteczko o niczym innym nie mówiło, nie mogłem wyjść z domu, iść do szkoły. Były bluzgi, naśmiewanie się, potem mnie pobili, rodzice się odwrócili, wyrzekli. Nawet ksiądz, jak przyszedł po kolędzie mówił, że są ośrodki, w których leczy się takie zboczenia. Ludzie byli straszni zażarci, nienawistni, okrutni. Nie miałem przyjaciół, kolegów, zostałem zupełnie sam.
Nie wiedziałem jak dalej mam żyć z tym piętnem. Myślałem, że o już koniec. Chciałem umrzeć…
Wtedy zadzwoniłem na numer telefonu zaufania, chciałem się wygadać, wyżalić.
Trafiłem na bardzo mądrą osobę, do której dzwoniłem jeszcze kilka razy. Dałem radę, dzięki pani, pani Ewo! Zrobiłem tak jak mi pani poradziła – przeprowadziłem się do Łodzi do ciotki, chodzę do psychoterapeutki, przepracowujemy to co przeżyłem. W dużym mieście jest łatwiej, nie jestem na widoku. Moje relacje z rodzicami dalej nie są dobre chociaż czasami rozmawiam z mamą, która dalej płacze i mówi, że ludzie nie zapomnieli i wypominają jej syna pedała.
Teraz po spotkaniach z panią psycholog wiem, ze to nie moja wina, że to natura, a nie jakaś perwersja i zboczenie. Jeszcze czasami budzę się z krzykiem, kiedy przyśni mi się piekło, które zgotowali mi sąsiedzi. Najważniejsze jednak, że nie mam już myśli samobójczych, wiem, że to nie koniec świata i że będę jeszcze w życiu szczęśliwy.
Wiesław 17 lat